TYTUŁ: Ilustrator. Przygody ojca Koziołka Matołka tylko dla dorosłych.
AUTOR: Marek Górlikowski
WYDAWNICTWO: Znak
ROK WYDANIA: 2025
LICZBA STRON: 420 + bibliografia
Z zakurzonego kufra historii – recenzja książki Marka Górlikowskiego o Marianie Walentynowiczu
Na strychach domów, w zapomnianych teczkach i starych kufrach można znaleźć prawdziwe skarby – nie tylko rodzinne pamiątki, lecz także fragmenty większej, często przemilczanej historii. Właśnie taką drogą podążył Marek Górlikowski, odkrywając nieznane dotąd prace i losy Mariana Walentynowicza – ilustratora, podróżnika, satyryka i korespondenta wojennego.
Widzisz Koziołka Matołka – myślisz Makuszyński. To naturalne skojarzenie, ale tylko w połowie prawdziwe. Za kultowe ilustracje tej postaci odpowiadał właśnie Marian Walentynowicz. Tworzył w tym samym czasie co Walt Disney i, jak pokazuje książka Górlikowskiego, miał potencjał, by stać się równie rozpoznawalną ikoną polskiej (a może i światowej) ilustracji.
Za pieniądze zarobione dzięki Koziołkowi mógł realizować swoje pasje – podróżował po świecie: odwiedził Amerykę, Kanadę, Japonię, Bali.Z wypraw przywoził nie tylko trofea myśliwskie i zdjęcia, lecz także – jak się domyślamy – inspiracje. Niestety, rękopis jego wspomnień z podróży nigdy się nie odnalazł. A potem przyszła wojna, która na zawsze zmieniła jego życie.
"Gdyby nie wojna albo gdybyśmy po niej trafili na drugą stronę żelaznej kurtyny, pewnie zrobiłby światową karierę."
„Maryś”, jak go nazywano, nie pozostał bierny – brał czynny udział w działaniach wojennych. Był korespondentem wojennym, często znajdującym się na pierwszej linii frontu. Przeszedł cały szlak bojowy z generałem Maczkiem. Z tamtego okresu pozostały po nim niezwykłe komiksy i karykatury – świadectwa tego, że nawet w okopach można było znaleźć miejsce na ironię i kreskę.
Po wojnie przyszły trudne lata. Choć polityczne zawirowania zmiotły z powierzchni wielu twórców, Walentynowicz – być może dzięki temu, że „nie dorobił się teczki” – mógł nadal rysować. Tworzył satyryczne komiksy, oczywiście w granicach dozwolonych przez ówczesną władzę. Ale tworzył – i to się liczy.
Książkę czytało mi się znakomicie (zdecydowanie muszę częściej sięgać po biografie!). Górlikowski z ogromną dbałością o szczegóły przedstawia nie tylko głównego bohatera, lecz także osoby, które mu towarzyszyły. Często wybiega w przyszłość, pokazując, jak potoczyły się ich losy – w czasie wojny i po niej. Dzięki temu historia zyskuje głębię i kontekst – przypomnienie, że wielką historię tworzą zwykli ludzie. Małe trybiki w ogromnej machinie.
Na marginesie zanotowałam sobie kilka ciekawostek: Koziołek Matołek był rysowany kilkukrotnie – najpierw w roku, gdy odniósł ogromny sukces (1933), następnie powielany w czasie wojny, po czym narysowany na nowo w 1947 roku. Istnieje także jego wersja socjalistyczna z 1957 roku. W książce znajdziemy również streszczenia fabularne komiksów tworzonych przez Walentynowicza – co pozwala lepiej zrozumieć jego styl, tematykę i humor.
Podsumowując: to nie tylko opowieść o ilustratorze Koziołka Matołka, ale przede wszystkim o niezwykle barwnej postaci, której życie było gotowym scenariuszem na film. Dzięki tej książce Marian Walentynowicz wraca na należne mu miejsce w historii polskiej kultury.
Słyszałam wiele dobrego o tym tytule, podobno jest rozchwytywany :)
OdpowiedzUsuńWspaniala i barwna postac Mariana Walentynowicza - chetnie przeczytam.
OdpowiedzUsuńLubię czytać biografie, bo to co najczęściej widać to tylko niewielki fragment, a gdy wczytujemy się w życiorys to odkrywamy kolejną wspaniałą historię
OdpowiedzUsuńMam tę książkę na swojej półce i cieszę się, że będę mogła w wolnej chwili do niej zajrzeć.
OdpowiedzUsuń