TYTUŁ: Żywica
AUTOR: Ane Riel
WYDAWNICTWO: Zysk i s-ka
ROK WYDANIA: 2020
LICZBA STRON: 280
O tej książce było głośno w okolicach jej premiery, teraz szum medialny nieco opadł, ale mimo to powieść od czasu do czasu się u kogoś pojawia. U mnie Żywica trochę postała na półce; nieco sprowokowana przez Femina Domi, a także dlatego że pasuje mi do wyzwania i zimowego krajobrazu postawiłam ją właśnie teraz przeczytać (świetne powody wyboru książki 😂 jakie by jednak one nie był to zdecydowanie Żywica ma w sobie to coś).
Co to była za powieść! Wciągająca od pierwszych stron, a od połowy czytana z rosnącym przerażeniem. Z każdą kolejną stroną otwierałam szerzej oczy.
Liv mieszka z rodzicami na wyspie zwanej Głową, tylko oni zamieszkują ten obszar. Ich wyspa połączona jest z drugą, większą ciasnym przesmykiem. Rodzina Haarder stworzyła tam sobie idealne warunki do życia. Jeans uczy swoją małą córeczkę polować na zwierzęta, oskórowywać króliki i okradać mieszkańców głównej wyspy. Wszytko to tłumaczy dziewczynce czynieniem dobra, w ciemnościach zwierzęta nie odczuwają bólu, a starszym osobnikom pomagają umrzeć by nie cierpiały, a mieszkańcy wyspy? Przecież oni nie są w stanie zjeść wszystkiego, a przedmioty którymi się otaczają nie są należycie przez nich wykorzystywane.
Jeans umie się nimi zająć.
Nie, nie było rzeczy zbędnych. Co go opuści, już nie wróci. Dlatego nic go nie opuszczało. Za to regularnie czegoś przybywało.
Jeans jest zbieraczem, znacie program "Mania chomikowania"? Tutaj proces przybywania rzeczy na wyspę, ich składowania został świetnie opisany. Zależność istnienia Jeansa od tych przedmiotów również.
Jednak nie tylko o chomikowanie tutaj chodzi. Mężczyzna zgłasza na policji, że jego córeczka utonęła. Mieszkańcy wyspy szanują żałobę rodziny i pozostawiają ją samą sobie. A tam poziom szaleństwa wzrasta. Bo jak inaczej wytłumaczyć podarowanie trumny pod choinkę własnej matce, która chciała trochę tutaj posprzątać?
Narracja jest mieszana, narrator wszechwiedzący próbuje odkryć przed czytelnikiem motywy zachowania Jeansa. Liv z perspektywy swoich kilku lat naturalnie przyjmuje nauki ojca, a w to wszystko wplecione zostają listy żony Jeansa, która zapewniając córkę o swojej miłości stara się wytłumaczyć to co zadziało się na wyspie.
Powieść angażuje wszystkie zmysły, czujemy zapach lasu i spływającą po pniach żywicę, nasłuchujemy nadejścia intruzów, widzimy zbierający się w domu kurz, dotykamy wiórów w stolarskim warsztacie. Intrygująca, niepowtarzalna, zostawiająca czytelnika z mętlikiem w głowie. Tylko dla osób o mocnych nerwach, bo zdecydowanie przez większą część lektury są one napięte jak postronku! Oceńcie ich siłę i wtedy zanurzcie się w tę powieść.
Już sama Twoja recenzja bardzo zaangażowała mnie, więc tym bardziej mam nadzieję, że stanie się tak z książką.
OdpowiedzUsuńCzytałam już o tej książce i jestem jej bardzo ciekawa. Interesująco się zapowiada.
OdpowiedzUsuńPo ten tytuł jestem zdecydowana sięgnąc, wydaje się, że będzie to przygoda, która mi się spodoba. :)
OdpowiedzUsuńJa o tej książce jeszcze nie słyszałam - ale wydaje się ciekawa! Tytuł zapisuję "na później" - sama póki co wciąż "tkwię" w świąteczno-zimowych klimatach!
OdpowiedzUsuńzmysłowa lektura - naprawdę intrygujące:) Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuń