TYTUŁ: Katastrofa w Andach
AUTOR: Max Czornyj
WYDAWNICTWO: Filia
ROK WYDANIA: 2025
LICZBA STRON: 293
Rozbicie samolotu to dopiero początek piekła. To piekło ma siedem kręgów, a oni zmierzają na sam dół.
Gdy zobaczyłam zapowiedź tej książki wiedziałam, że będę chciała ją przeczytać i że najlepiej będzie zrobić to na urlopie. To była świetna decyzja. Tylko ja i książka, i jeszcze mąż który musiał wysłuchiwać moich komentarzy.
Lata temu oglądaliśmy film opowiadający o katastrofie lotu 571, ale co książka to książka. A już w wykonaniu Maxa Czornyja to już wg świetna lektura.
Świetna, ale przerażająca, łamiąca serce i budząca podziw. Ta historia budzi skrajne emocje, tym bardziej wielki ukłon za pracę włożoną w jej napisanie.
Młodzi rugbyści muszą wygrać kolejny mecz. Pełni nadziei wsiadają do samolotu by przeżyć przygodę życia. Wojskowy fairchild, którym lecą do Santiago w Chile uderza w zbocze góry i świat się kończy... Część pasażerów ginie na miejscu, część jest poważnie ranna. Akcja ratunkowa rusza od razu ale zupełnie nie w to miejsce gdzie znajdował się wrak.
Max Czornyj wykorzystując narrację pierwszoosobową zabiera nas do lodowego piekła. Zimno, ból, głód, przerażenie, majaki, brak snu, strata przyjaciół, a mimo to gdzieś z tyłu głowy, tli się nadzieja, że przecież muszą ich odnaleźć.
Nadzieję ma też ojciec jednego z chłopaków. Nie żałuje środków i organizuje kolejne wyprawy by odnaleźć rozbitków, nie dopuszcza do siebie myśli że wszyscy zginęli.
Takiej fabuły nie wymyśliłby żaden pisarz ani scenarzysta. Więc kto los, Bóg? Sporo tutaj pytań takiej właśnie natury. Czy to próba, kara, a może rzeczywistość po śmierci, w której trzeba odpokutować za popełnione czyny? Nie ma poprawnej odpowiedzi.
Ponad dwa miesiące w Andach, bez wody jedzenia i ciepłych ubrań. Okrycia można pozyskać rozpruwając fotele, wodę roztapiając śnieg, a jedzenie... Tej decyzji nie wolno nikomu oceniać, nikomu kto nie zbliżył się do podobnej sytuacji. To nie była sprawa do rozstrzygnięcia w kategoriach dobra i zła, tutaj w grę wchodziło przeżycie albo śmierć.
Napisałam, że ta historia wzbudziła mój podziw. Tak, wola przetrwania, chęć życia była tutaj niesamowita. Było zwątpienie, zniechęcenie, apatia, ale coś w tych chłopakach pchało ich do podejmowania kolejnych działań byle przetrwać, byle przeżyć kolejny dzień, byle doczekać pomocy.
Ta historia zrobi wrażenie, na każdym.
Na zakończenie zostawię Wam jeszcze słowa autora, które napisał w posłowiu:
Czasem może wydawać się, że mamy niewiele (czasu, pieniędzy, szczęścia - każdy może dopowiedzieć sobie sam), ale w rzeczywistości mamy zdecydowanie więcej, niż nam potrzeba. Właśnie to najmocniej uprzytomniła mi ta historia.
Cieszmy się dobrą chwilą.
Czuję, że ta historia na mnie także zrobi wrażenie.
OdpowiedzUsuń