TYTUŁ: To nie moje ciało…
AUTOR: Agnieszka Janiak
WYDAWNICTWO: WFW
ROK WYDANIA: 2018
LICZBA STRON: 157
Rozpoczęłam nie dawno na Facebooku dyskusję dotyczącą
okładek. Rozumiem że okładki z gołymi klatami mogą zniechęcać, bo jednoznacznie
sugerują gatunek danej powieści, a nie każdy lubi erotyki. Nie rozumiem jednak
stanowiska osób które kategorycznie odmawiają czytania książek z kobietami na
okładce. Co więc zatem ze stwierdzeniem: nie oceniaj książki po okładce?
Dlaczego takimi przemyśleniami zaczynam tę recenzję?
Ponieważ książka, o której dzisiaj opowiem urzekła mnie swoją prostotą,
czerwień materiału, biała czcionka – nie wiele nam to mówi o treści. Na Instagramie zadałam pytanie jaki gatunek kryje się za tą okładką - nikt nie podał właściwej odpowiedzi. Na tyle
okładki znajduje się fragment, który też nie za dużo zdradza w temacie
zawartości książki.
Ja najchętniej sięgam po thrillery i kryminały, najczęściej
jednak czytam powieści obyczajowe, fantastykę czytuje niezwykle rzadko. Pytanie
więc czy dobrowolnie sięgnęłabym po książkę z gatunku science fiction? Raczej
nie, ale gdy już zostałam przez wydawnictwo rzucona na głęboką wodę okazało się
że nie było tak źle.
Rok 2050 doktor Lucy wraz z kilkoma wolontariuszami opiekuje
się dziećmi poszkodowanymi przez koncerny farmaceutyczne. W powietrzu nad
Afryką rozpylono zmutowane wirusy, skutki tych działań były tragiczne. Od 8 lat
Lucy przebywa w azylu wraz z dziećmi, które najbardziej ucierpiały i którym
trzeba pomóc odkrywając nową szczepionkę.
Lucy to kobieta mająca ok 50-lat, całe swoje życie
poświęciła badaniom laboratoryjnym. W 100% oddaje się swojej pracy nie zważając
na swoje potrzeby. Wraz z nią w azylu przebywa również Aron lekarz z Sydney.
Mężczyzna od dawna jest w niej zakochany, ale ona ucina wszystkie rozmowy na
temat uczuć. Sama sobie nie pozwala nawet na myśli w tym temacie, chociaż w
głębi serca…
Lucy to inteligentna kobieta, jeszcze w czasie studiów
została zaproszona do tajnych badań. Agencja rządowa pracowała nad stworzeniem
klonów, które miały zasiedlić nową planetę gdy dojdzie do zagłady Ziemi.
Akcja prowadzona jest dwutorowo, z jednej strony śledzimy
losy Lucy w Afryce, a z drugiej przenosimy się na nową planetę i towarzyszymy
klonowi Lucy. Obraz wykreowany przez autorkę jest spójny i ciekawie przedstawiony.
Książka jest niewielka objętościowo a ja
dałam się wciągnąć w ten świat z przyszłości. Było to dla mnie zupełnie nowe
doświadczenie, a szczegóły o które zadbała pani Agnieszka nie były dla mnie trudne w
odbiorze, ale powodowały, że z zaciekawieniem przewracałam kolejne strony.
Co robiły kolony na nowej planecie? Stworzyły miasto i w nim
zamieszkały, miały zadbać o zaludnienie tego miejsca.
„Rozpoczęliśmy tutaj nowe życie, bez bagażu ziemskich
doświadczeń. Jednak cieszę się, ze nie zabrano nam wszystkiego. Przede
wszystkim odczuwania i darzenia drugiego człowieka uczuciem, ponieważ to daje
siłę i wiarę w przyszłość.”
Chociaż osadzona w przyszłości, fabuła pięknie opowiada o przyjaźni i miłości. Wątki, które zazwyczaj znajdujemy w powieściach obyczajowych tutaj nabrały zupełnie nowego znaczenia.
Książka liczy zaledwie 157 stron więc dajcie jej szanse, dajcie się na jeden wieczór "wystrzelić w kosmos" i przeżyjcie oryginalną przygodę.
Ja tę książkę oceniam bardzo pozytywnie, chociaż małego minusika daję za nadużywanie zaimka osobowego "tobie" w dialogach, gdzie bardziej naturalnie brzmiałoby "ci".
Może przez przypadek udało mi się odkryć gatunek, po który będę sięgała częściej?
Jest to 29 książka przeczytana w 2018 roku:
Książka bierze udział w wyzwaniu
* Olimpiada czytelnicza 2018 u Pośredniczka książek marzec
* Olimpiada czytelnicza 2018 u Pośredniczka książek marzec
* Dziecięce poczytania u kraina-ksiazką-zwana.pl
#czytambopolskie 2018 na blogu poligon-domowy
Ta książka raczej a nie wpisze się moje gusta czytelnicze.
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o niej wcześniej. Na razie sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
www.nie-oceniam-po-okladkach.blogspot.com
Niby ciekawa... Ale chyba nie dla mnie :(
OdpowiedzUsuńZ jednej strony oryginalna, z drugiej to raczej nie mój gatunek. Tym razem chyba jednak sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuńKsiążka wciągająca, zaskakująca, jednak to nie taka lekka i prosta lektura przed snem...trzeba się przy niej możliwie (na ile dzieci i inne domowe lub zawodowe obowiązki pozwalają) skupić, skoncentrować...
OdpowiedzUsuńKsiążka już od samego początku mnie zaskoczyła, spodziewałam się czegoś innego, nie wiem, czy lżejszego czy może weselszego... jest to pozytywne zadziwienie:)
Wiedziałam, że po autorce mogę spodziewać się czegoś oryginalnego, twórczego, kreatywnego, jednak "To nie moje ciało..." to "coś"co trafia do naszych serc i myśli.
Okładka intrygująca. Co do treści mogłabym się skusić i nie mówię stanowczego nie.
OdpowiedzUsuńPS. Gratuluję pięknego wyniku książkowego ;)
Okładka intryguje mnie od początku, ale nawiązując do Twojego początku, nie zdarzyło mi się jeszcze odrzucić książki tylko z powodu okładki.
OdpowiedzUsuńTematyka recenzowanej przez Ciebie książki wydaje się rzeczywiście bardzo interesująca, a liczba stron daje mi nadzieję, że uda mi się ją gdzieś wcisnąć w mój wielki stos książek do przeczytania. ;)