TYTUŁ: Zapach Mazur
AUTOR: Małgorzata Manelska
WYDAWNICTWO: WasPos
ROK WYDANIA: 2021
LICZBA STRON: 400
Dwie kobiety. Dwie płaszczyzny czasowe. Trauma wojny i ... miłość.
Takie, jak wyżej, słowa na okładce zawsze przyciągają moją uwagę. Wiecie jak bardzo lubię rodzinne tajemnice i odkrywanie sekretów z przeszłości. Na taką powieść w otoczeniu mazurskich jezior zawsze znajdę czas - sprawdźcie czy czytanie tomu pierwszego sagi było zatem czasem miło spędzonym.
Julia ma swoje nudne poukładane życie, ma stałą pracę, mieszkanie i brak perspektyw na zmiany, a przynajmniej tak myśli. Jeden telefon z ośrodka pomocy społecznej na Mazurach zmienia jej życie o 180 stopni. Zostaje poproszona o zajęcie się babcią byłego męża. Jaką babcią!?, przecież jej mąż nie ma żadnej rodziny! Okazuje się jednak że Artura wychowywała babcia, która nadal żyje, a on nigdy o niej nie wspominał swojej żonie. Z Julią rozwiódł się kilka lat wcześniej i ma już nową rodzinę, mieszka w Holandii i nie ma zamiaru wracać do przeszłości.
Julka z wrodzonej przyzwoitości jedzie odwiedzić starszą panią. Wnuk nie kontaktował się z nią od 20 lat, w tym czasie kobieta żyła samotnie ale szczęśliwie. Teraz jednak gdy złamała rękę potrzebuje pomocy. Julka zostaje ciepło przyjęta i bardzo szybko zaprzyjaźniła się z 90-letnią Trudą. Od tego czasu stara się często przyjeżdżać na Mazury by pobyć z kobietą chociaż w weekend. Dojazdy są jednak męczące, a Julia coraz częściej myśli o przeprowadzce. I na myśleniu pewnie by się skończyło gdyby nie Artur, który upomniał się o spłatę za mieszkanie. Z dnia na dzień Julia zostaje bez dachu nad głową, na Mazurach drzwi pozostają dla niej zawsze otwarte.
Decyzja o zmianie nie jest łatwa, ale korzyści przeważają. Zwłaszcza że na horyzoncie pojawia się przystojny mężczyzna, a nawet dwóch. Wątek romansowy nie jest poprowadzony w typowy sposób, bohaterowie bawią się w kotka i myszkę starając się rozpoznać swoje uczucia.
Narracja dobrze poprowadzona, chociaż bywały momenty jak z uczniowskiego zeszytu. Czasami też przeskok z tematu na temat był bardzo niespójny, mało płynny. Odnosiłam wrażenie, że wcześniej napisany został jakiś plan wydarzeń, a fabuła to tylko wypełnienie jego punktów by wszystko się zgadzało. Trochę mi to niestety zgrzytało.
Autorka połączyła wątki współczesne i historyczne i właśnie część historyczna to najmocniejszy punkt tej powieści. Truda to Niemka, w czasie wybuchu II wojny światowej była małą dziewczynką, opowiada o spokojnej rodzinie, która musiała przetrwać na fali okrutnej historii. Mówi o bracie zafascynowanym nową ideologią i swoim odprasowanym mundurem, o strachu i głodzie - taka relacja budzi ogrom emocji.
Co prawda trochę nierealna jest żwawa 90-latka ale zdaję sobie sprawę że trudno połączyć postać współczesną i naocznego świadka wydarzeń II wojny światowej. I mimo tego drobnego minusika postać Trudy jest bardzo dobrze skonstruowana, to kobieta niosąca w sobie ciężar wojennych wspomnień, trudnej młodości i niespokojnej starości a mimo to potrafiła zachować pokój ducha, serdeczność i pozytywne nastawienie.
Powieść ogólnie oceniam pozytywnie, po za małymi niuansami które mam nadzieję już w drugim tomie są bardziej dopracowane. Urocze Mazury, sympatyczne bohaterki, romans na horyzoncie i wojenna zawierucha - jeśli takie wątki należą do waszych ulubionych to sięgnijcie po książki Małgorzaty Manelskiej.
Sam klimat Mazur bardzo mocno mnie zachęca.
OdpowiedzUsuńWiesz, moja babcia miała na imię Truda. Fabuła mi się podoba, choć jeśli narracja kuleje, to trochę słabo.
OdpowiedzUsuńMam tę książkę już na liście do upolowania.
OdpowiedzUsuńoj jak ktoś ma poukładane życie, ma stałą pracę to można pozazdrościć zwłaszcza w tych "ciekawych czasach"
OdpowiedzUsuńUwielbiam mazurskie klimaty, w dzieciństwie jeździłam tam z rodzicami, tyle wspaniałych wspomnień zgromadziłam. :)
OdpowiedzUsuńTo chyba będzie idealna książka na chwilę odetchnięcia, a mazurskie klimaty uwielbiamy 🙂
OdpowiedzUsuńDobrze, że mimo kilku nieścisłości warto się skusić. Twórczość autorki polecę siostrze.
OdpowiedzUsuń